top of page

Toros i mandolina

(w Armenii)

Zdarzyło się to pół wieku temu, a są tacy, którzy twierdzą, że dużo dawniej. Nie jest to takie bardzo ważne, bo są historie, które bez względu na czas, kiedy się wydarzyły, warte są opowiedzenia i zapamiętania. Podobnie jest z ludźmi, bywa nieistotne kiedy żyli, ważnym jest, że warto o nich opowiedzieć.

TiM1.jpg

Pewien stary wędrowiec niestrudzenie przemierzał leśne ostępy. Nikt nie wiedział, czy szukał on jakiegoś miejsca, czy też człowieka. W każdym razie nieznany był cel jego wędrówki. Czasami zatrzymywał się w miasteczkach i grał na mandolinie piękne melodie, za co otrzymywał pieniądze.

Mandolina była jego ukochanym instrumentem, a on wirtuozem gry na jej strunach. Do niedawna żył zupełnie samotnie, aż pewnego dnia spotkał zaginionego w lesie psa, wcale nie śpieszącego do odszukania swego pana. Był wygłodzony i kulał, jednak wyglądał na pogodnego, podobnie jak Petros, bo takie armeńskie imię nosił stary wędrowiec. Z daleka nie było widać jego oczu, gdyż zasłaniało je szerokie rondo kapelusza. Jednak z bliska napotkać można było jego jasne spojrzenie i zobaczyć pogodną twarz, pobrużdżoną przygodami.

Stary wędrowiec nazwał swego nowego przyjaciela Toros, a czasami bez cienia złośliwości nazywał go Kuternogą. Wieczorami przy ognisku, często opowiadał mu o sobie. Zwierzył się, że niestety, nie umie śpiewać, bo po prostu natychmiast fałszuje. Nie wiedział, że Toros nie był zwyczajnym psem, gdyż... rozumiał ludzką mowę.

Ponoć zdarzało mu się używać ludzkiego języka, jednak tylko chodziły o tym słuchy. Nie było świadka, który by to potwierdził. To znaczy człowieczego świadka. 

TiM2.jpg
TiM4.jpg

Pewnego dnia obaj wędrowcy przeprawiali się przez rzekę. Nie była głęboka, sięgała Petrosowi pod pachy, uniósł więc wysoko ręce z ciężkim plecakiem i bezcenną mandoliną, ukrytą w futerale. W pewnej chwili futerał wymknął mu się z dłoni i popłynął z prądem rzeki. Na szczęście był wodoodporny i antyuderzeniowy, skutecznie chronił mandolinę przed następstwami właśnie takich przykrych przypadków. 

Zrozpaczony Petros mógł tylko przyglądać się jak jego ukochany instrument znika za zakolem rzeki. Toros zdążył właśnie przepłynąć rzekę i był już na drugim brzegu. Pobiegł wzdłuż niego, starając się uratować mandolinę Petrosa.

Po długim czasie wrócił ze smutną miną i wiadomo było, że stary wędrowiec chyba będzie musiał pogodzić się z bolesną stratą. Ale on nie chciał się pogodzić.

Przy wieczornym ognisku zaczął wykrzykiwać jakieś złośliwości, a w końcu powiedział, że gdyby Toros nie był kuternogą, to na pewno dałby radę uratować mandolinę. Wtedy Toros opuścił swoje legowisko. Po prostu wstał i wyruszył samotnie w drogę, jednak w górę rzeki. Następnego ranka stary wędrowiec obudził się w jeszcze gorszym humorze, niż to było wieczorem. Nie dość, że stracił ukochany instrument, to opuścił go przyjaciel.

TiM5.jpg
TiM6.jpg

Do południa nie mógł podjąć decyzji, w którą stronę pójść i w końcu ruszył w górę rzeki. Postanowił odnaleźć swego przyjaciela, chociaż wciąż miał nadzieję, że mandolina zostanie uratowana i ją odnajdzie. Nie uszedł daleko, gdy zawadził stopą o jakiś korzeń i boleśnie skręcił sobie nogę. Każdy krok sprawiał duży ból, jednak Petros szedł dalej, mając nadzieję spotkać swego przyjaciela.

Mniej więcej w tym samym czasie, Toros zawędrował do wsi i nos skierował go prosto do piekarni. Przyciągnął go zapach pieczywa. Jakże był piękny! A w drzwiach piekarni ukazał się młody mężczyzna, który zagwizdał melodyjnie i gestem pokazał Torosowi, że może wejść.

Zaprosił go do środka i poczęstował skórkami bardzo pysznego chleba. Zaprowadził do gościnnego pokoju, mówiąc, że może w nim odpocząć. Wtedy ktoś zawołał przemiłego piekarza i Toros dowiedział się jak on ma na imię – Aznavour.

Następnego dnia stary wędrowiec doszedł do wniosku, że zranioną nogę trzeba opatrzyć, a dalsza wędrówka jest niemożliwa. Z wielkim trudem dotarł do najbliższej wioski i wtedy znienacka poczuł zapach świeżutkiego pieczywa. Oczywiście nos skierował go prosto do piekarni. Kiedy był blisko, zatrzymał się w pół kroku. Oto usłyszał piękny silny męski głos, śpiewający ludową armeńską piosenkę.

- Ależ on ma głos! - wykrzyknął Petros, zobaczywszy młodego mężczyznę w drzwiach piekarni.

A tamten stał i śpiewał, bo wyraźnie sprawiało mu to przyjemność. Za chwilę również wielką przyjemność przeżył stary wędrowiec.

Oto w drzwiach ukazał się Toros! Minął śpiewającego piekarza, ruszył z impetem i o mało nie przewrócił Petrosa. Z radości oczywiście. 

A potem nastąpiło coś, w co trudno było uwierzyć staremu wędrowcowi. Kiedy piekarz wskazał mu gościnny pokój, wszedł i zobaczył pod ścianą... tak znajomy mu futerał. 

TiM7.jpg

Otworzył go, ale mandoliny w środku nie było. Poszedł do Aznavoura z pytaniem, gdzież ona mogła się podziać.

No i okazało się, że dzisiaj wczesnym rankiem przyjechał chłopak z niedalekiej wsi, powiedział, że znalazł coś na rozpałkę do pieca i gdzieś się zapodział. Aznavour nawet nie zobaczył co to jest. Piekarz pobiegł do drewutni i wrócił z uniesioną w dłoni, calutką mandoliną. Łatwo, a może trudno sobie wyobrazić radość Petrosa.

Ukłonił się i podziękował Aznavourowi, a potem zapytał, czy wyruszy z nim do dużego miasta, gdzie mogą dawać koncert w duecie. Śpiewak i mandolinista. Aznavour zgodził się. Wtedy podbiegł Toros, oparł łapy o kolana Petrosa i długo patrzył mu w oczy. Łatwo zrozumieć, że przyjaciel bardzo się ucieszył.

TiM11.jpg

Kiedy stary wędrowiec zasypiał, usłyszał głos:

- Jesteś dobry i mądry. Trzeba spełniać swoje marzenia i nie można samemu stawiać sobie barier. Na szczęście nie poczułeś się za stary. Nigdy tak nie powinieneś się czuć. Ważny jest wybór, a on zależy tylko od ciebie.

Petros usiadł na łóżku i rozejrzał się po pokoju. Oprócz Torosa, nie było nikogo. "Przecież to nie jego głos" - pomyślał wędrowiec. Postanowił spróbować szybko zasnąć, bo przecież trzeba zbierać siły. Jeszcze tyle przed nim...

00:00 / 06:30
bottom of page