Kardaszlik
w Azerbejdżanie
Pośród wysokich szczytów górskich mieszkała rodzina sępów. Byli bardzo dumni ze swego pochodzenia, uważali się za rodzinę z tradycjami. Nie zawierali zbyt wielu znajomości, spotykając się zwykle w gronie swych najbliższych.
Pewnego dnia w gnieździe pojawił się niezwykły sępik. Dlaczego niezwykły? Bo sępy od pokoleń szczyciły się dostojną łysiną, a ten… miał grzywkę. Mama sępica myślała, że synek wyłysieje z wiekiem. Niestety, grzywka rosła coraz bujniejsza. Nie da się ukryć, że plotkowano na temat sępa z grzywką, a on, chociaż udawał, że się tym nie przejmuje, unikał towarzystwa.
Gdy nadszedł dzień pierwszego wylotu z gniazda, Samir, bo tak miał na imię sęp z grzywką, był bardzo podekscytowany. Marzył od dawna o poznawaniu nowych krain oraz innych zwierząt, wśród których czułby się bardziej akceptowany.
Na znak taty sępa, rozwinął skrzydła i poszybował. Uczucie było wspaniałe! Młody sęp po raz pierwszy samodzielnie unosił się w powietrzu i oglądał świat, który wyglądał zupełnie inaczej niż z gniazda. Czuł się wolny i szczęśliwy. Wprawdzie tata ostrzegał go, żeby pierwszy lot nie był długi, ale Samir czuł, że ma jeszcze dużo sił w skrzydłach. Nagle zawiał silniejszy wiatr. Grzywka zasłoniła oczy i młody sęp, tracąc orientację, uderzył w skałę i runął w dół. Niespodziewanie spadł na coś miękkiego. To „coś” zerwało się na równe nogi i zaskowyczało przejmująco. Akurat pod tą skałą szakal Hazar uciął sobie drzemkę.
- Co ty wyprawiasz?! – wrzasnął. – Nie masz gdzie lądować, tylko na moim grzbiecie?
A w ogóle to co z ciebie za ptak? Bo nie poznaję.
- Jestem sępem – grzecznie odpowiedział Samir. – Bardzo pana przepraszam, nie chciałem przestraszyć ani tym bardziej zrobić panu krzywdy. Miałem wypadek w czasie lotu i dlatego spadłem na pana. Jeszcze raz bardzo przepraszam…
Szakal stanął jak wryty. Sępy odnosiły się do niego zwykle z pogardą. Zostawiały mu do jedzenia najgorsze resztki i nigdy z nim nie rozmawiały, krzywiąc się na widok małego, chuderlawego szakala.
„Sępy mnie nie szanują, a ten tutaj gada - proszę pana? To nie może być jeden z nich – pomyślał szakal. – Czy ty na pewno jesteś sępem? Bo jakoś nie wyglądasz – głośno stwierdził.
- To przez tę grzywkę - wyznał ze smutkiem Samir.
- Może i tak. Bez grzywki to bym pewnie poznał. No dobra, przeprosiłeś, właściwie nic się nam nie stało, to nie ma sprawy. Możesz sobie lecieć dalej. – powiedział szakal wspaniałomyślnie.
- Uratowałeś mi życie – rzekł sęp. - Gdybym spadł na skałę, pewnie bym już nie żył. Jestem ci ogromnie wdzięczny. Jeśli kiedyś będziesz potrzebował pomocy, daj znać.
- Pomożesz, dając mi jeszcze trochę podrzemać w ciszy. Leć sobie, tylko staraj się omijać
w miarę możliwości tę skałę – to mówiąc, Hazar zwinął się w kłębek, uznając rozmowę za zakończoną.
Samir wziął duży rozbieg i uniósł się ponownie w powietrze, kierując w stronę gniazda. Tam opowiedział swoją przygodę, nie kryjąc wdzięczności dla szakala. Tata jednak
z surową miną zakazał mu jakichkolwiek rozmów z szakalami, mówiąc, że to przynosi wstyd całej rodzinie. Młody sęp nie mógł tego zrozumieć, gdyż Hazar wydał mu się całkiem miły, ale jako posłuszny syn, obiecał ojcu, że nie zamieni już słowa z żadnym szakalem.
Pewnej nocy Hazar, zwyczajem wszystkich szakali na świecie, wybrał się na skały, aby wyć do księżyca. Idąc w ciemnościach, potknął się niespodziewanie i ześlizgnął się ze stromej skały.
Myślał, że już po nim, ale nagle poczuł pod łapami skalną półkę, na której wylądował.
Nie była zbyt duża, jednak wystarczyła. Szakal zawył przeciągle o pomoc, jednak był środek nocy, mała szansa, że ktoś się pojawi. Zwinął się w kłębek i zasnął.
Tymczasem Samir obudził się w świetnym nastroju i postanowił obejrzeć wschód słońca nad górami. Rozwinął swe potężne skrzydła i poszybował. Przelatując obok stromego zbocza, dostrzegł coś na skalnej półce. Zaciekawiony udał się w tym kierunku. Jakież było jego zdumienie, gdy zobaczył skulonego, przestraszonego szakala. To był Hazar.
- Witaj bracie! – odezwał się pogodnie. – Cóż to za dziwne miejsce wybrałeś na nocleg?
- Ach, wczoraj w nocy przydarzył mi się wypadek… – i szakal opowiedział sępowi całe zdarzenie.
- Chyba nie ma innej możliwości wydostania się z tego miejsca, jak tylko podróż sępem – zażartował sobie Samir. – Masz szczęście, że jestem przed śniadaniem. My sępy nie umiemy wzbijać się w powietrze, gdy zjemy zbyt dużo. A ja mam szczęście, że ty jesteś bez kolacji i śniadania. Zawsze to mniejsze ryzyko, że upuszczę cię w powietrzu.
- Możesz mnie upuścić? – przeraził się szakal. – Poszukajmy jakiegoś innego sposobu mojej ewakuacji.
- Przecież w życiu zawsze istnieje jakieś ryzyko - powiedział ptak w zadumie. – Jeśli teraz go nie podejmiesz, zostaniesz na tej skale nie wiadomo jak długo. A ja stałem się silniejszy od naszego ostatniego spotkania.
- Dobrze, w takim razie spróbujmy – zgodził się szakal.
Sęp najpierw poderwał się do lotu, zrobił jedno okrążenie, a potem błyskawicznie ujął szakala mocnymi szponami i przeniósł w bezpieczne miejsce. Obaj byli bardzo podekscytowani i przekrzykiwali się wesoło, opowiadając szczegóły akcji ratunkowej. Gdy właśnie szakal pokazywał jak świetnie potrafi udawać nieżywego, niespodziewanie nadlecieli rodzice Samira, przekonani, że właśnie znalazł smakowite śniadanko. Jakież było ich zdumienie, gdy ujrzeli swojego syna, zaśmiewającego się do łez z opowieści chudego szakala.
Ojca sępa ogarnął gniew. Nie słuchał tłumaczeń syna. Przypomniał mu złożoną obietnicę, że już nigdy nie spotka się z szakalem. Wobec złamania rodzinnej przysięgi, rodzice oznajmili, że od tej pory Samir ma zakaz wstępu do ich sępiej kolonii. I odfrunęli. Syn wiedział, że tata nie żartował. Smętnie zwiesił głowę.
- Ale ci narobiłem kłopotów – westchnął szakal. – Ja to mam pecha, a ty przeze mnie.
- Nie przejmuj się. I tak nie podobały mi się te zasady sępów. Nie lubię oceniać innych z powodu wyglądu czy pochodzenia. Moja grzywka od dzieciństwa była powodem kpin rodziny i znajomych. Jeśli się zgodzisz, wyruszymy razem i poszukajmy miejsca, gdzie będziemy akceptowani – zaproponował sęp.
- A może sami stwórzmy takie miejsce? – zaproponował Hazar.
- To doskonały pomysł! – zapalił się Samir. – Znajdźmy odpowiednie miejsce
i sposób, aby powiadomić inne samotne zwierzęta, że coś takiego istnieje.
Niespodziewanie, gdzieś w zaroślach rozległ się łagodny, przeciągły głos:
- Ja mam mnóstwo znajomości wśród zwierząt i znam odpowiednie miejsce na wasz azyl - spośród liści wyłonił się ogromny lampart o łagodnym uśmiechu. – Wiem czym jest samotność pośród swoich. Z powodu niechęci do polowań, którą miałem od dzieciństwa, byłem traktowany jak dziwoląg. No bo kto to słyszał? Drapieżnik, który jest łagodny. Długo trwało zanim inne zwierzęta uwierzyły, że Cefer to ten, który nie lubi polowań. Ale dzięki temu poznałem wielu, którzy nie chcieli żyć tak jak wszyscy. Wasz pomysł jest wspaniały. Chodźcie za mną, pokażę wam miejsce.
Dwaj wędrowcy ruszyli za lampartem, wesoło rozmawiając w drodze. Opowiadali o swoim życiu i przygodach. Czas podróży minął niepostrzeżenie. Znaleźli się przy szczelinie skalnej, jednak na tyle szerokiej, że bez trudu pokona ją każde zwierzę.
- To Wrota Zielonej Doliny – wyjaśnił lampart. – Nazywają się tak, bo dolina ze wszystkich stron otoczona jest skałami, a to jedyne wejście do niej prowadzące. Dlaczego Zielona? Zaraz sami się przekonacie. W dodatku to wejście jest nieźle ukryte wśród drzew.
Gdy znaleźli się w dolinie, oniemieli z zachwytu. Wszędzie było pełno rozmaitych drzew i kwiatów, a pośrodku płynął strumień o krystalicznie czystej wodzie.
- To wygląda jak raj – westchnął sęp, wrażliwy na piękno przyrody.
- Kardaszlik - niespodziewanie powiedział szakal.
- Co powiedziałeś?! – zapytali jednocześnie sęp i lampart.
- Kardaszlik – powtórzył Hazar. – Po azersku to znaczy „braterstwo”.
- Piękne słowo i jeszcze piękniejsze znaczenie – podchwycił zachwycony Cefer. – Idealna nazwa dla naszej krainy.
W ciągu kilku dni szybki lampart rozniósł wśród zwierząt wieści o Kardaszliku, ustanowionym jako miejsce przyjaźni wszystkich zwierząt.
Kiedy zebrało się spore grono, zgodnie postanowili ustalić zasady tutaj panujące, między innymi - zakaz agresji, tolerancja inności i równe prawa dla wszystkich.
Któregoś dnia sęp Samir przysiadł na skale, spojrzał na barwną, pełną zwierząt dolinę i pomyślał, że czasem dobre pomysły potrafią rodzić się w trudnych chwilach. Dlatego nigdy nie należy tracić nadziei na zmianę na lepsze.